Przyszła do mnie paczuszka. A raczej to ja brnęłam po paczuszkę na mrozie i po łydki w śniegu. Ale co tam, ważne że paczuszka przyszła i to z okazji wymianki mikołajkowej. Tyle, że nie od Lily a od Sonei z
Uchwyconych Chwil, którą zasmuciła myśl, że nie dostanę swojej mikołajkowej paczki i poprosiła o mój adres organizatorkę zabawy. Dawno nie spotkałam się z taką bezinteresowną życzliwością i sympatią wobec właściwie obcego sobie człowieka. Dziś, kiedy łatwiej i czasem lepiej jest pozostawać obojętnym i pilnować swoich spraw, Sonea wykazała się wrażliwością i empatią.
Och szkoda, że mnie nie widziałyście na tej poczcie. Rozerwałam kopertę i zabrałam się do czytania bardzo sympatycznego listu od Sonei a mój uśmiech robił się coraz szerszy i szerszy. Nie wiem czy jako dziecko równie bardzo cieszyłam się z mikołajowej paczki. Od razu zadzwoniłam do Sąsiadki Asi z dobrą wiadomością i po powrocie razem przejrzałyśmy zawartość. A oto co w niej było:
Mnóstwo serwetek i słodkości i od dziś moje ulubione kolczyki:)
Och i nie zapominajmy o Żółwiku
A wszystko cudnie nabrało aromatu od zapachowych świeczuszek. Sonea, dziękuję z całego serca i na pewno zrewanżuję się niejedną Wielkanocną pisanką:)
Jeśli ktoś miał ochotę zostawić pod tym postem komentarz, to proszę nie róbcie tego. Wszelkie sympatyczne i ciepłe słowa należą się Sonei, więc zapraszam
TUTAJ